TC Electronic YELLOW Vintage Distortion i INDYGO Vintage Dual Distortion – gitarowe przestery.
Pewnego dnia natknąłem się w sklepie muzycznym na dwa efekty, które od razu zwróciły moją uwagę. Pierwszym powodem był fakt, że oba zostały skonstruowane do uzyskania z gitary mocno przesterowanego brzmienia – mówiąc krótko, do rzucania gruzem i siarką. Drugim powodem mojego zainteresowania nimi był ich rasowy rodowód – w końcu T.C. Electronic słynie z zawodowego sprzętu, również dla gitarzystów. Nie pozostało mi zatem nic innego jak dogadać się z chłopakami ze sklepu, żeby udostępnili sprzęt do testów. Udało się 😉
Efekty sprawiają wrażenie solidnych: ciężka, masywna, metalowa obudowa, metalowe przyciski… całość robi naprawdę pozytywne wrażenie. Ze względu na plastikowe gałki potencjometrów jednak, nie poddałbym tych kostek testowi z czołgiem, jakiemu poddano G-System :D. Na tylnej ściance każdego z nich umieszczono gniazda wejścia, wyjścia oraz zasilania, natomiast na spodniej solidny kawał gumy zapobiegający „bieganiu” efektu za nami i pokrywę komory baterii. Na froncie pojawiają się już różnice – Vintage Distortion posiada jeden przełącznik nożny, potencjometry drive level, output level, color filter oraz maleńki przycisk boost. Vintage Dual Distortion wyposażony jest w dwa footswitche, służące do przełączania sekcji gain oraz pokrętła color filter, output level, gain A level oraz gain B level. Rozplanowanie tych elementów jest wzorem ergonomii. Bardzo łatwo daje się regulować wszystkie parametry, mając do dyspozycji duże gałki z dobrze widocznym wskaźnikiem.
Przejdźmy do najważniejszego, czyli do brzmienia tych efektów. Są to urządzenia bardzo zbliżone parametrami. W zasadzie można się pokusić o stwierdzenie, że wersja Dual to po prostu dwa Vintage Distortiony w jednym. Jest to niemal trafne stwierdzenie. Niemal. W obu przypadkach bardzo ciekawie działa barwa tonu (color filter) kręcąc tą gałką od razu przyszło mi na myśl skojarzenie z efektem wah-wah. Spektrum „kolorów” zaczyna się na zduszonym, ciemnym, okrojonym z wysokich harmonicznych, a kończy na jazgotliwym, przesyconym górą, ostrym i jasnym.
Przejdźmy do różnic. Efekt żółty posiada przycisk boost, po wciśnięciu którego dopiero efekt zamienia się w potwora. Tak, tak. Z wyłączonym boostem mamy do czynienia niemalże z overdrivem, za to bardzo przyjemnym. Po skręceniu gały „gain” na minimum otrzymujemy w zasadzie czyste brzmienie, jednakże wystarczy mocniej przyłożyć w struny i pojawia się lekka chrypka. Gdy zaś dodamy przesteru ile fabryka nadała można już się zacząć bawić w metal, może jeszcze bez siarki, ale metal ;). Wciśnięcie przycisku boost dorzuca do pieca jeszcze trochę ognia i już jest zabawa. Na próżno wówczas gainem szukać crunchu. Ilość przesteru jest duża, dla niektórych pewnie za duża.
Efekt fioletowy pozwala na uzyskanie równie przesterowanych brzmień co poprzedni w trybie boost, jednakże dolna granica tego parametru jest nieco wyżej. To co odróżnia ten efekt od żółtego brata, to dwa pokrętła gain, pomiędzy którymi przełączamy się korzystając z solidnych przycisków nożnych. Przydatna rzecz choćby wtedy, gdy zachodzi potrzeba podbicia gainu na solo. Brzmienie przesteru jest zdecydowanie gruboziarniste, konturowe. Nie są to na pewno urządzenia, które spodobają się wszystkim. Za to każdy na pewno będzie pozytywnie zaskoczony reakcją efektów na atak. Dynamika nie zostaje drastycznie spłaszczona, jak to ma miejsce w przypadku wielu tanich urządzeń. Efekty te w zasadzie mają tylko dwie wady. Pierwszą z nich są dość pokaźne, jak za distortion w kostce, ceny. Okolice sześciuset dla żółtego i dziewięciuset złotych dla fioletowego, to dość dużo moim zdaniem, jak za tego typu urządzenia, ale ja się nie znam :D.
Druga wada to wspólne dla żółtego z włączonym boostem i fioletowego „przebasowanie”. Jest to na pewno kwestia osobista, jednakże ja podczas zabaw z tymi kostkami gały wzmacniaczy odpowiedzialne za basy kręciłem ostro w lewo. Tak też postąpiłem podczas nagrywania próbek, w których chciałem uzyskać możliwie najlepsze – oczywiście subiektywnie – brzmienie. Zapraszam zatem do posłuchania przygotowanych próbek, gdyż w kwestii brzmienia mają one na pewno wyższą wartość niż słowo pisane ;).