ZOOM G2

ZOOM G2 – tani i dobry multiefekt gitarowy.

Większość gitarzystów pewnie pamięta efekt Zoom 505. Małe pudełko wyprodukowane w 96 roku ubiegłego wieku zrobiło spore zamieszanie wśród nas. Ci początkujący byli wniebowzięci możliwościami, jakie oferował w stosunku do swojej ceny. Bardziej zaawansowani z kolei dostrzegli w nim dziecko Frankensteina.

Dziecko miało być wspaniałe, piękne i wiele potrafić, jednakże nie oferowało takiej jakości jakiej oczekiwano. Zoom 505 brakowało dynamiki, był płaski i możliwość edycji parametrów pozostawiała wiele do życzenia, a efekty w nim zaimplementowane były słabe. Estetycznie też nie był mistrzostwem. Sam jako posiadacz tego modelu początkowo byłem zafascynowany tym, że w jednym pudełku zamknięto wszystko, czego mógłbym oczekiwać – a nawet więcej! Niestety, wraz z użytkowaniem tego ustrojstwa wzrastał niedosyt, który z czasem przerodził się w rozczarowanie.

Od czasu gdy trzymałem w domu 505 wiele się zmieniło. Przesiadłem się na lepszą gitarę i zakosztowałem lampowego wzmacniacza. Od tego momentu z pobłażaniem spoglądałem na wszelkie urządzenia mające na celu symulowanie brzmienia wzmacniacza gitarowego, tym bardziej rozkręconego na maksa, rzucającego gruzem i siarką lampowego heada zapiętego do solidnej kolumny. I nagle postanowiłem kupić Zooma, chociaż zarzekałem się, że nigdy więcej…

Kupiłem G2 z zastrzeżeniem, że gdy nie będzie mi odpowiadał, mogę go zwrócić. Zaczęło się intensywne testowanie. Zaznaczyć muszę, że kupiłem go do pracy w pętli wzmacniacza lampowego, w moim przypadku jest to Black Dog Rebel 50 Custom, więc najważniejsze dla mnie były efekty modulacyjne i opóźniające.

Już na pierwszy rzut oka widać różnice. Obudowa wykonana z metalu wykończona po bokach gumowymi ściankami – przyznaję, że bardzo pomysłowe i na pewno solidniejsze od 505. Na pierwszy rzut oka dostrzeżemy też cztery srebrne gały. To już zapowiada znaaacznie większe możliwości edycyjne w stosunku do poprzednika. Przyciski zmiany patchy też są inne i tu nie jestem pewien, czy lepsze… Tym bardziej, że nie powinniśmy dać się zwieść chromowanej powierzchni – to plastik, sprawdziłem to naruszając, na potrzeby tej recenzji, idealny stan własnego egzemplarza, aby mieć absolutną pewność 😉 Wyświetlacz również pozostał taki sam jak w 505: podwójny ośmiosegmentowy, czerwony LED. Tyle z wrażeń ogólnych, czas zajrzeć pod maskę.

G2 jest napędzany silnikiem DSP o nazwie ZFX-3. Czym różni się od poprzednika, czyli ZFX-2? Starszy procesor próbkuje z częstotliwością 41.1 kHz używając do konwersji A/D 18 bitów oraz 20 bitów w D/A. ZFX-3 wygląda przy nim naprawdę imponująco: 96 kHz i 24 bity A/D/A. Do tego wewnętrzne przetwarzanie procesora wykorzystuje architekturę 32-bitową. Brzmi nieźle. I faktycznie, próbowałem wpinać w pętlę swojego wzmacniacza przeróżne ustrojstwa, ale zawsze kończyło się na kilku minutach grania – albo obcinały pasmo, albo muliły dynamikę, albo jedno i drugie. Nowemu DSP Zooma trzeba oddać sprawiedliwość – nie muli. Istnieje też opcja, że mam tak drewniany słuch, że po prostu tego nie słyszę, zresztą parę osób próbowało mi to wmówić 😉

Przyjrzyjmy się teraz bliżej panelowi. Cztery pokrętła, z czego jedno jest przełącznikiem służącym do wyboru modułu w trybie edycji, jak też do wyboru trybu PLAY. Pozostałe trzy to pokrętła cyfrowe służące do regulacji różnych parametrów w zależności od efektu. W trybie PLAY odpowiadają za regulację GAIN, TONE oraz LEVEL modułu DRIVE odpowiedzialnego za symulacje wzmacniaczy. Poniżej znajduje się pięć przycisków: BANK/EFFECT TYPE – służący w trybie PLAY do zmiany banków a w trybie edycji do wyboru efektu spośród wszystkich dostępnych w module; STORE – do zapisania zmian w patchach; przycisk włączania i wyłączania wbudowanego automatu perkusyjnego oraz TAP – służący do nabijania wartości czasu w niektórych efektach. Pod wyświetlaczem z kolei umieszczono przyciski zmiany patchy. Nacisnąwszy oba te przyciski uruchomimy tryb BYPASS w którym dostępny jest tuner, który notabene działa całkiem sprawnie. Bardzo miło, że inżynierowie z Zooma udostępnili tryb tunera z wyciszonym wyjściem. Uruchomimy go gdy naciśniemy i przytrzymamy ponad sekundę przyciski zmiany patchy.

Na panelu tylnym mamy trzy gniazda jack: Input, Output oraz Control In. Obok znajduje się gniazdo oraz włącznik zasilania. Co do zasilania, istnieje też możliwość zasilania efektu czterema bateriami AA, lub jak kto woli dużymi paluszkami. I tu znowu odniesiemy się do poprzednika. Gdy wsadziłem baterię do 505 już po pięciu minutach, jeśli nie wcześniej, pojawił się sygnał o słabej baterii więc dałem spokój takim pomysłom. W instrukcji modelu G2 napisano, że może on pracować na bateriach ok. 7,5 godziny. Niestety nie miałem możliwości grania przez siedem godzin non stop, a jak można się domyślić samo włączenie urządzenia nie wystarczy, gdyż nie będzie wtedy pracował przetwornik A/D/A. Postanowiłem więc skorzystać z wbudowanego automatu perkusyjnego jako substytutu, założywszy, że jego uruchomienie powinno spowodować wzrost zużycia energii. Wynik był interesujący. Okazało się, że efekt może pracować dłużej niż zaznaczono w dokumentacji. Wynik jaki osiągnęliśmy to 9, słownie – dziewięć godzin pracy efektu do momentu zapalenia się informacji o słabych bateriach. Przyznaję się bez bicia: przegapiłem moment w którym ogniwa wyczerpały się do cna ale wynik jaki osiągną G2 wydaje mi się w porządku. Zaznaczam, że do testu użyłem czterech markowych baterii alkalicznych.

Edycja ustawień wymaga pewnej wprawy ze względu na ograniczony interfejs użytkownika, lecz po kilkunastu minutach można nabrać już zadowalającej wprawy. Najpierw należy przełącznikiem wybrać moduł, którym chcemy się zająć. Przyciski +/- EFFECT TYPE służą do przeglądania dostępnych w ramach modułu efektów, a pokrętłami regulujemy parametry. Efektów jest mnóstwo, chociaż w większości tego typu urządzeń znajdujemy podobny zestaw. Na pokładzie G2 mamy więc kompresor, auto wah, auto resonance, booster, tremolo, phaser, ring modulator, slow attack, symulacje kaczek Vox i Dunlopa (wymagają zewnętrznego pedału ekspresji), Zoom Noise Reduction, dwa rodzaje bramek szumów, korektor 3 lub 6 pasmowy, symulator kolumny i mikrofonu, chorus, stereo chorus, flanger, pitch shifter, pedal pitch, vibrato, step, delay, echo, dynamic delay, dynamic flanger, mono pitch shifter, harmonized pitch shifter. Na tym nie koniec. Mamy jeszcze osobny moduł delay, w którym mamy do dyspozycji standardowy delay z maksymalnym opóźnieniem do 5 s, pingpong delay oraz echo symulujące stare taśmowe urządzenia. W module REVERB mamy do dyspozycji kilka różnych pogłosów oraz kolejny delay, tym razem Multi Tap Delay. Ufff…. Alle tego jest! Przyznam, że zaintrygowało mnie zastosowanie dwóch delayów na raz i być może kiedyś wykorzystam takie patenty w nagraniach. A warto zaznaczyć, że jednocześnie można użyć aż 9 różnych efektów…

Na koniec zostawiłem moduł symulacji. Niestety jest to moduł, który mnie nie zachwycił, ale na pewno jest znacznie lepszy od symulacji poprzednich urządzeń Zooma. Czyste brzmienia są naprawdę niezłe, jednak brzmienia przesterowane, hmmm… trudno powiedzieć. Na pewno symulacja Mesy DR jest cienka, jak każda inna próba włożenia tego potwora do cyfrowego pudełka. Niedawno doszliśmy ze znajomymi do wniosku, że dzieje się tak dlatego, że producenci nie robią symulacji DR, tylko symulacje wyobrażeń o DR – warto się nad tym zastanowić. Natomiast symulacja Peavey 5150 przypadła mi do gustu i gdy ćwiczę na samym Zoomie korzystam z niej najchętniej. Niemniej jednak w istotnym stopniu na moje zdanie na ten temat wpłynęła niechęć do symulacji. Należy zaznaczyć też, że cab-sim jest bezpośrednio związany z modułem symulacji. Otóż nie możemy wybrać ani paczki, ani mikrofonu, ani też nie ma on żadnych dodatkowych ustawień. Symulacje paczek są dobrane do każdej z symulacji i tak na przykład symulacje 5150 i Mesy DR po włączeniu symulatora kolumny otrzymują paczki odpowiednio 5150SL 4×12 i Rectifier Standard 4×12, Fender Twin Reverb i Vox AC30 odpowiednie symulacje dwóch głośników 12”, a Fender Tweed symulację jednego 12” głośnika Jensen.

Pełna lista symulowanych wzmacniaczy i stompboxów:
• Fender Twin Reverb 65
• Vox AC 30/6TB
• Roland Jazz Chorus
• Marshall JCM 800
• Fender Tweed Deluxe 53
• Mesa/Boogie Mark III
• Marshall JCM 2000
• Mesa/Boogie DR
• Peavey 5150
• Boss OD-1
• Marshall Guvnor
• Matchless Hot Box
• Dallas-Arbiter Fuzz Face
• Boss MT-2
• Zoom Extreme Distortion
• Zoom Digital Fuzz
• Acoustic Simulator

Niestety blok efektów też ma swoje wady, chociaż większość z nich boli mnie dlatego, że wpinam swój egzemplarz pomiędzy preamp a końcówkę mocy. Przede wszystkim niewiele efektów posiada kontroler Level, pozwalający na regulację ilości przetworzonego przez moduł sygnału w całości sygnału, czyli w wielu przypadkach, a przynajmniej wśród tych efektów z którymi wiązałem największe nadzieje na ich stosowanie, sygnał przetworzony to 100%, a suchy, jak się można domyślić 0%. Oprócz pogłosów i linii opóźniających, gdzie obecność tego parametru jest oczywista, mają go jeszcze tylko Booster, Ring Modulator, symulacje Wah-Wah, Chorus, Pitch Shifter i Vibrato. To wiele, ale ilu gitarzystów używa Flanger czy Phasera, a ilu Ring Modulatora? Cóż, nie można mieć wszystkiego.

Zoom G2 możemy kontrolować dodatkowym, monostabilnym foot-switchem lub pedałem ekspresji. Pedałem możemy kontrolować głośność, Wah-Wah, gain i wiele innych parametrów efektów modulacyjnych i delay. Foot-switch pozwala sprawniej przejść do trybu BYPASS, poruszać się pomiędzy bankami, włączać/wyłączać automat perkusyjny, tudzież działa jako Tap Tempo. Ma też dwie funkcje sterujące delay: Delay Hold i Delay Mute. Pierwsza pozwala zatrzymać wyciszanie odbić delay do ponownego naciśnięcia f-s, druga zaś po naciśnięciu odłącza wejście od modułu Delay, dzięki czemu wszystkie odbicia ładnie zanikną a my możemy grać dalej już bez efektu. Nie ma nagłego ucięcia odbić co sprawia, że funkcja ta jest bardzo przydatna.

Zoom G2 to udany produkt skierowany do mniej wymagających lub mniej zamożnych gitarzystów. Wydając 400 zł na procesor efektów nie oczekujemy zbyt wiele – przynajmniej nie powinniśmy zbyt wiele oczekiwać 😉 Ten procesor jednak ma to coś, czego brakuje wielu podobnym urządzeniom nawet wyższej klasy: szerokie pasmo pracy i minimalny wpływ na dynamikę. Do ćwiczeń nadaje się idealnie, a w sytuacji kiedy wyjeżdżamy i możemy wziąć samą gitarę, po prostu wrzucamy go do kieszeni pokrowca i po sprawie. Na dłuższą metę jednak ogranicza wykonanie co bardziej skomplikowanych pomysłów brzmieniowych. Jeżeli jednak zastanowić się nad procesorem, który by dał nam znacznie większe możliwości edycyjne, wykraczamy grubo powyżej 1000 zł.

Reasumując, dzisiejsi nastolatkowie mają o niebo lepszą technologię w zasięgu ręki, niż tacy sprzed dziesięciu lat, jak na przykład autor tegoż tekstu. Rośnie nam pokolenie „cyfraków”? ;)))